Prolog wypełniona była po brzegi. Ś wiątynia w NowymzEnawarzei czekaływiele,zewnątrz, tłocząc Osób zebranych na dziedzińcu było tak że niektóre zmuszone były zrezygnować wejścia na się przy bramie. Trzeba było wezwać żołnierzy, aby chaos w ciżbie nie przerodził się w jakąś tragedię. Już się tak zdarzyło, w pewnej wiosce u podnóża gór Sershet, tydzień wcześniej. Była to mała świątynia, zaledwie drewniana szopa. Opiekujący się nią kapłani byli młodzi i niedoświadczeni, bowiem starszych w krótkim czasie zabrała zaraza. Ludzie napływali ze wszystkich zakażonych miejsc, nawet najdalszych, odbywali wyniszczającą podróż, której najsłabszym nie udało się przeżyć. Pod koniec dnia naliczono dwudziestu martwych: starców, kobiety i jedno dziecko – wszyscy zostali stratowani przez tłum. Świadkowie opowiadali, że ludzie deptali po trupach, popychani przez ciżbę, i że gotowi byli na wszystko, byle tylko dostać eliksir, który uzdrawiał, eliksir, który stanowił różnicę między życiem a śmiercią. To wówczas Theana zdecydowała, że należy narzucić dyscyplinę, bo tłum był potworem kierującym się zwierzęcymi instynktami i podobnie jak zwierzę należało go okiełznać. Konieczne było wezwanie żołnierzy, którzy by czuwali, aby nie powtórzyły się tragiczne wydarzenia sprzed tygodnia, oraz wędrownych kapłanów dostarczających lek bezpośrednio do miejsc, gdzie izolowano chorych. Właśnie w tych dniach szkoliła ich, aby rozesłać ich po całym Świecie Wynurzonym. Tymczasem postanowiła rozdawać eliksir tylko w świątyni, w której sama posługiwała, 17 największej w Świecie Wynurzonym, świątyni w Nowym Enawarze. Afisze zostały rozwieszone trzy dni wcześniej na ograniczonym terytorium, ale wiedziała, że z pewnością przybędzie więcej ludzi, niż oczekiwali. Pielgrzymi zaczęli ustawiać się w kolejce już po północy. Wybuchło kilka bójek, ale żołnierzom udało się je stłumić bez większego zamieszania. O świcie zaczęło padać, jednak nikt nie opuścił swojego stanowiska. Pod ołtarzem, w ciemności świątyni, rozbrzmiewała symfonia lamentów i jęków, które wznosiły się ponad jednostajny cichy szmer tworzony przez ciężki oddech tysięcy osób. Byli tu umierający, przywleczeni na ramionach krewnych. Niektórzy z nich wydali ostatnie tchnienie, zanim jeszcze rozpoczęło się rozdawanie mikstury. W nawach uwijali się Miłosierni, z twarzami zakrytymi charakterystycznymi maskami o zakrzywionym dziobie. Wydawali wodę spragnionym i udzielali pomocy tym, którzy jej potrzebowali. Theana przyglądała się temu bezkształtnemu mrowiu z loggii umiejscowionej tuż pod dachem świątyni. Dwa rzędy imponujących kolumn dzieliły jej przestrzeń na trzy nawy. Przez alabastrowe okna przebijało słabe światło: na zewnątrz było pochmurno, a nieliczne promienie słońca z trudem przedostawały się do budynku. Freski na murach były ledwie widoczne i w półcieniu wydawało się, że przedstawiają jakieś koszmarne postacie, złowrogo ciążące nad obecnymi. Tego dnia panowała ponura atmosfera. Z tej perspektywy tłum naprawdę wyglądał jak potwór o tysiącu głów, ale niezdolny do myślenia, poruszany jedynie desperackim pragnieniem przeżycia. Każdy, obciążony jarzmem własnej historii, tracił tożsamość i mieszał się z bezkształtną masą, niemającą duszy ani przeszłości. Żyła ona teraźniejszością, tu i teraz. Ale ostatecznie tak właśnie wyglądała egzystencja podczas każdej zarazy. Umierać w samotności lub patrzeć, jak własna tragedia tonie w tysiącach rozgrywających się jednocześnie dramatów. I tak śmierć przestawała być faktem osobistym i nie dopełniała się już w prywatności domowego zacisza, ale gdzie bądź, w świetle dnia. 18 Ostatni jęk mieszał się z tysiącem identycznych, podobnie jak ciała w zbiorowych mogiłach. Theana widziała ich wiele. W końcu zwłoki stawały się nie do odróżnienia, stłoczone jedne na drugich w ciasnej przestrzeni dołu. Przestań myśleć o tych koszmarnych obrazach – nakazała sobie i siłą oderwała się od swoich refleksji. Nie była to pora na jałowe sofizmaty. Czekał ją męczący dzień. W szeregu przed nią stali asystenci, którzy mieli jej pomóc rozdawać eliksir będący w stanie uleczyć zarazę, ten, do którego wytworzenia nimfy zgodziły się oddawać swoją krew. W większości byli bardzo młodzi, a ich twarze były zalęknione i utrudzone. Rozumiała ich: ci ludzie, którzy dotarli do świątyni, aby otrzymać z ich rąk życie, gotowi na wszystko, aby tylko przeżyć, również i w niej wzbudzali strach, zwłaszcza po tym, co zobaczyła z loggii. Połowę asystentek stanowiły nimfy. Umowa, którą udało jej się wynegocjować z Calipso, ich królową, przewidywała, że przedstawicielki jej gatunku będą asystowały przy rozdzielaniu eliksiru. Bo nimfy ufały im, oczywiście, ale niecałkowicie po tamtej historii z Uro, gnomem, który zabijał je, aby brać ich krew. I chciały być pewne, że owoc ich poświęcenia zostanie użyty jak najlepiej. Theana chętnie przystała na ten warunek i od samego początku była zdania, że ci obserwatorzy jej się przydadzą. Wystarczyło, aby jedna z nimf uczestniczyła w jednej sesji rozdawania eliksiru, a już zaoferowała swoją pomoc. Rozpacz ludzi i żałosny stan, w jaki wpędzała ich zaraza, potrafiły wzbudzić litość każdego. Jednak tego dnia było inaczej. Tego dnia chorzy nie wzbudzali litości, tego dnia wzbudzali strach. Theana przyjrzała się twarzy każdego z kapłanów. – Wiem, że się boicie – zaczęła. – I słusznie. Jednak wojsko jest tutaj, aby was chronić, i już opanowało liczne rozruchy. Starajcie się nie myśleć o pielgrzymach jedynie jako o tłumie umierających. Popatrzcie im w oczy i pod chorobą szukajcie człowieka. Pomoże wam to zrozumieć, że nie ma się czego obawiać. – Moja pani, czy najpierw będziemy odprawiać ryty? – spytał jeden z nich. 19 Theanie wymknął się wymuszony uśmiech. – Jak sądzisz, ilu z nich jest tutaj dla Thenaara? Tam, na zewnątrz, wielu utraciło wiarę. Nie, dzisiaj nie jesteśmy tutaj po to, aby leczyć dusze, lecz ciała. Rytuały sprawiłyby, że stracilibyśmy czas, ryzykując, że rozzłościmy ludzi. Niektórzy z nich już umarli podczas oczekiwania, nie możemy dłużej zwlekać. Nigdy by nie przypuszczała, że kiedykolwiek coś takiego powie. W przeszłości jej wiara była o wiele bardziej niezłomna, jednak musiała ugiąć się wobec nędzy i bólu. Może nie był to kierunek, w którym miała nadzieję poprowadzić kult, może marzyła o innej religii dla swojego boga, ale czasy narzuciły jej konieczność dokonywania odmiennych wyborów. – Dostaniecie dwie beczki. Jedna z nich będzie zawierać eliksir, druga zaś napój o identycznym smaku, ale obojętny. Komnatę przebiegł pomruk pełen konsternacji. Theana podniosła rękę i zapadła cisza. – Wielu z tych, którzy przyjdą błagać was o zbawienie, będzie miało już śmierć wypisaną na twarzy. Eliksir nie daje efektów w przypadkach, kiedy choroba osiągnęła zbyt zaawansowane stadium. Zatem nie warto aplikować go tym, dla których nie ma już najmniejszej nadziei. – Ale skąd będziemy wiedzieć, kto powinien dostać eliksir, a kto nie? A poza tym, czy oni tego nie zauważą? Nie zacznie krążyć pogłoska, że ich oszukujemy? Gdyby ci ludzie zbuntowali się w masie, byłaby to katastrofa! Theana gestem nakazała spokój. – Wszyscy wiedzą, że eliksir nie zawsze jest skuteczny. A oba napoje mają ten sam smak. Nie macie się czym martwić. Jeżeli zaś chodzi o twoje pierwsze pytanie, zależeć to będzie od was. Chorych widzieliście już tysiące. Każdy z was długo pracował z zakażonymi: pomagaliście im, towarzyszyliście im w drodze do śmierci, a w nielicznych szczęśliwych przypadkach widzieliście ich uzdrowienie. Przypomnijcie sobie tamte twarze i nałóżcie ich obraz na te, które zobaczycie. W głębi serca na pierwszy rzut oka będziecie wiedzieć, kto może zostać ocalony, a kto nie. 20 – Ale to okropne! – odezwała się bardzo młoda, blada dziewczyna o szyi oszpeconej czarnymi plamami. Zaraza pozostawiała je na ciałach tych, którzy zdrowieli. – Aby ocenić stan chorego, potrzebne są badania wymagające czasu i umiejętności! A poza tym odmawiam brania na siebie takiej odpowiedzialności: moje „nie” oznaczałoby pewną śmierć. To byłoby zabójstwo! Theana popatrzyła na nią długo, przeciągle. W oburzeniu tej dziewczyny było coś czystego i wibrującego, coś, co ona sama utraciła już dawno temu. Wiedziała jednak, że w szczególnych okolicznościach czystość może być o wiele bardziej szkodliwa niż nikczemność. – Osób zgromadzonych tu dzisiaj będzie ponad osiem tysięcy. Nie mamy czasu zlecać dokładniejszych badań, nie ma też eliksiru dla wszystkich. Czy zatem powinniśmy odesłać wszystkich do domów, aby nikt nie został poszkodowany? A może rozdawać go, dopóki się nie skończy, i odmówić go innym, niezależnie od stanu ich zdrowia? Dziewczyna zacisnęła pięści. – Nie, ale… Głos Theany złagodniał. – W normalnym świecie miałabyś rację. Arbitralne decydowanie o życiu czy śmierci człowieka jest z pewnością haniebne. Ale nie mamy wyboru. Tak, zostajecie wezwani do zabójstwa. Nie zamierzam was okłamywać i chcę, żebyście byli w pełni świadomi tego, czego macie zaraz dokonać. Dzisiaj zabijecie ludzi. Ale uratujecie wielu innych. Będziecie się starali dać życie tym, którzy mają jeszcze szanse, a skażecie tych, którzy tak naprawdę już są skazani. Teraz dobrze się zastanówcie. Zrozumiem, jeśli ktoś nie będzie chciał współpracować. Po jej słowach zapadła ciężka cisza. Nie pierwszy raz wygłaszała te zdania, a jednak za każdym razem czuła serce w gardle. Co by zrobiła, gdyby wszyscy odmówili? Poruszyła się tylko tamta dziewczyna. – Ja nie czuję się na siłach, przykro mi. Nie chcę takiej odpowiedzialności. – Popatrzyła na nią błyszczącymi oczami, szu21 kając odpuszczenia, przebaczenia, którego Theana nie mogła jej udzielić. – Drzwi są tam. Gdy nimi wyjdziesz, będziesz mogła wydostać się na zewnątrz, nie przechodząc przez nawę. Dziewczyna wahała się jeszcze kilka chwil, po czym ze smutkiem ruszyła ku wyjściu. – Ktoś jeszcze? – spytała Theana. Nikt się nie odezwał. Razem zeszli po schodach i zanurzyli się w chaosie świątyni. Kiedy tylko weszli, cisza stała się absolutna. Wbiły się w nich tysiące oczu. Zapach śmierci chwytał za gardło. Theana dobrze go znała. Teraz już towarzyszył jej zawsze, nawet kiedy oddalała się na modlitwę. Nie była już w stanie pozbyć się go z nozdrzy. Każde z nich stanęło przed jednym z rzędów, a ona doszła do centrum nawy, pod przyprawiającą o zawrót głowy główną iglicą świątyni. Thenaar nigdy nie wydawał jej się tak odległy. Zamknęła na moment oczy, potem była gotowa. – Podejdź do przodu – odezwała się z uśmiechem do pierwszej osoby. To wszystko, co mówiła o nietraktowaniu chorych jak bezkształtnej masy, szybko straciło znaczenie. Twarze nakładały się na siebie w jej umyśle i stopniowo wszelkie rysy uległy zatarciu, tak że widziała tylko twarz choroby. Te same słowa, powtarzane setki razy. Beczka z eliksirem, beczka z obojętnym napojem, łyżka, która zanurzała się i wynurzała na powierzchnię pełna, zawierając odpowiedź: życie lub śmierć. I tak przez cały dzień i dobrą część nocy. Aż na posadzce pozostały tylko zwłoki tych, którym się nie udało. Wkrótce nawy wypełniły się Miłosiernymi, którzy zajmowali się chorymi. Byli milczący i czarni niczym karaluchy. Theana patrzyła, jak poruszają się pomiędzy ciałami z doświadczeniem i bez cienia emocji. Nagle cała praca tego dnia wydała jej się niepotrzebna. Tak, odkąd mieli eliksir, sprawy toczyły się lepiej. Liczba zgonów zmalała, a przede wszystkim wzrosło morale. Bo teraz zaraza nie była już 22 nieodwołalnym wyrokiem. Teraz istniało leczenie. Jednak ludzie nadal umierali. Chociaż Theana i jej pomocnicy spędzali całe dnie na rozdzielaniu eliksiru, zawsze byli zbyt powolni, a zaraza zbyt szybka. A poza tym były Elfy, które nie zatrzymały się nawet na moment, które pochłaniały teren skrawek po skrawku, które zdobywały wszystko, co stanęło im na drodze. Jak tak dalej pójdzie, mieszkańcy Świata Wynurzonego będą musieli pogodzić się z przeznaczeniem i ponieść porażkę. Najwyższa Celebrantka pomyślała o Poświęconej. Miała ją u siebie i pozwoliła jej odejść. Od tamtej pory starała się o niej zapomnieć, zetrzeć ją ze swojego horyzontu. Sheireen, która nie chciała wypełnić swojego przeznaczenia, była zwyczajną dziewczyną. Ale czy można uciec przed losem? Czasami mówiła sobie, że drogi Thenaara są nieprzeniknione i że jeśli przeznaczeniem Adhary jest starcie z Niszczycielem i ocalenie ich, to w ten czy inny sposób to zrobi. I tak odpuszczała sobie winę, że pozwoliła jej uciec, starając się uśmierzyć dręczące ją wątpliwości. Była zmęczona, nieskończenie zmęczona. – Moja pani. Theana odwróciła się. Był to jeden z młodych kapłanów, którzy pomagali jej tego dnia. Był wyczerpany i udręczony, ale na jego twarzy malowała się powaga. – Dobrze się spisałeś – powiedziała mu Theana z uśmiechem. – To tylko mój obowiązek, ale nie przyszedłem z tego powodu – odparł. – To dość poważna kwestia, wolałbym porozmawiać o tym na osobności. Wycofali się do małego gabinetu w pobliżu loggii. Na wschodzie świt zaczynał barwić niebo wyblakłym błękitem. Theana usiadła z trudem, pozwalając sobie na głębokie westchnienie. Czuła, że ta rozmowa jej się nie spodoba. – Pochodzę z Krainy Wiatru i, jak wiecie, Elfy prawie całkowicie podbiły mój kraj – zaczął młody kapłan. Theana kiwnęła głową. Pełniąc funkcję Najwyższej Celebrantki, uczestniczyła w zebraniach taktycznych, organizowanych co miesiąc przez króla Kaltha, i dobrze znała rozmiary klęski, którą ponosili. 23 – Jakiś czas temu spotkałem w szpitalu dla zakażonych pewnego przyjaciela, którego dawno nie widziałem, żołnierza. Udało mu się szczęśliwie uciec z okupowanych terenów i był na najlepszej drodze do wyzdrowienia. Powiedział jednak coś, co mnie dręczy. Opowiedział mi, że na zdobytych terytoriach Elfy przeprowadzają nocą jakieś mroczne ryty, o których naturę mnie pytał. Zaniepokojona Theana wyprostowała plecy. – Jakie ryty? – W podbitych wioskach konstruują coś w rodzaju obelisku: niezbyt wielki, metalowy, bardzo ostry przedmiot o trójkątnej podstawie. Mój przyjaciel widział jeden z nich w zajętej osadzie, z której uciekł, i słyszał, że również w innych miejscowościach ich używają. A wokół tych obelisków odbywają się nocne zebrania. – Był w stanie je opisać? Chłopak przytaknął. – Najczęściej nie biorą w nich udziału więcej niż trzy Elfy, szaty jednego z nich różnią się zarówno od ubrań cywilów, jak i od uniformów żołnierzy. Z tego, co mi powiedział, mógłby to być kapłan lub ktoś w tym rodzaju. Śpiewają i modlą się w swoim języku, a na końcu na podstawę obelisku wylewają kroplę jakiejś substancji zawartej w małej butelce. Kiedy to robią, obelisk na moment rozbłyskuje na fioletowo. Theana przymknęła oczy i przeszukała do głębi pamięć, aby znaleźć coś, co przypominałoby jej te ryty. Według wszelkiego prawdopodobieństwa chodziło o nic nieznaczące ceremonie świętujące podbój. A jednak obelisk miał wszystkie charakterystyczne cechy przedmiotu skonstruowanego w celu odprowadzania sił magicznych. Ale po co wznosić tego rodzaju artefakt i w ten sposób go uświęcać? – Dlaczego ci o tym opowiedział? – Bo ta sprawa go zaniepokoiła i chciał się ode mnie dowiedzieć, o co chodzi. To ludzie, którzy stracili swoją ziemię, którzy widzieli, jak przechodzi w ręce nieprzyjaciela. Sądzę, że będziecie w stanie mnie zrozumieć, kiedy wam powiem, że miejsce, w którym się narodziliśmy, jest dla nas wszystkim, a kiedy wyrywają je z naszych 24 rąk, jest tak, jak gdyby zabierali nam część naszego serca. To dlatego mój przyjaciel przeżył tę ceremonię jak gwałt. On wie, że Elfy wierzą w Thenaara, tylko nazywają go Shevraarem. Dlatego sądził, że będę w stanie wytłumaczyć mu źródło takich rytuałów. Theana poczuła dreszcz przebiegający jej po plecach. – Zakomunikuję to podczas następnego zebrania taktycznego. – Wtedy może być za późno. Elfy mają już prawie pełną kontrolę nad Krainą Wiatru. – Czego się obawiasz? – Nie wiem. Ale Elfy ustawiają je w każdej podbitej wiosce. A jeśli te obeliski są rzeczywiście artefaktami magicznymi? – Porozmawiam o tym z moimi najbardziej zaufanymi doradcami i każę tę sprawę zbadać – powiedziała Theana. Zapadła chwila ciszy, ale chłopak się nie poruszył. – A co wy o tym myślicie? – spytał wreszcie. Poprawiła się w fotelu. – Sama nie wiem. Ale, niestety, podzielam twoje obawy. Zaciekłość, z jaką ci osobnicy nas nienawidzą i z jaką przeprowadzają swój plan podboju, ma w sobie coś przerażającego. – Zamknęła oczy jeszcze na moment. Naprawdę już nie miała sił. Zmęczenie po całym dniu, a teraz jeszcze ta wiadomość… – Chciałabym móc cię uspokoić – zakończyła ze smutnym uśmiechem – ale nie mogę. – Wyjrzała za okno. Niebo na wschodzie było już niemal białe. – Nikt z nas nie może.
Comments
Report ""Legendy Świata Wynurzonego #3 - Ostatni bohaterowie" Licia Troisi - prolog"